Kiedy Hermiona Granger, lat dwadzieścia pięć, usłyszała, że jeden z aurorów został ranny, miała wielką nadzieję, że nie był to ON. Osobnik o irytująco jasnych włosach, szarych oczach martwej ryby, jak to mawiała oraz o cholernie przystojnej twarzy.
Widząc Erniego McMillana i jego skrzywioną minę już wiedziała, że niebiosa sobie z niej kpią. Ostatecznie uznała, że Ministerstwo Magii nienawidzi dziewczyny z całego z serca, kiedy osobnik ten został przydzielony do jej części.
Na Czwartym Piętrze panował niesamowity ruch, jak się później okazało, pokój Aurora Draco Malfoya był oblegany przez czarownice czystej krwi. Hermiona zdołała zauważyć jeszcze Ritę Skeeter, która mignęła gdzieś w tłumie. Granger nie zawracała sobie tym głowy, ale musiała jakoś tych ludzi przegonić. Westchnęła.
Jakaś czarownica w zielono-żółtej szacie uśmiechnęła się do niej zachęcająco, ale nie kryła swojego współczucia. Niektórzy uzdrowiciele nawet zatrzymywali się, kładąc jej rękę na ramieniu, kiwając głową ze współczuciem bądź dawali jej rady i pocieszali ją.
Potrzebowała Erniego, który, w razie wypadku, mógłby zająć miejsce ofiary wściekłego tłumu zamiast niej, ale McMillan był już w środku, sam na sam z aroganckim byłym ślizgonem. Przełknęła ślinę, odetchnęła parę razy, po czym przecisnęła się do drzwi, torując sobie drogę łokciami.
- Muszę państwa prosić o opuszczenie szpitala! Uzdrowiciele zajmą się należycie panem Malfoy'em - ostatnie słowa wypowiedziała z jadem, ale starała się uspokoić swój głos.
- Zjeżdżaj stąd, szlamo - warknęła jakaś czarownica ze szpiczastym nosem. Hermiona na tę obelgę tylko przewróciła oczami, nie komentując godnego pożałowania zachowania takiej arystokratycznej idiotki. Już kilka minut potem kilkanaście czarownic zaczęło ją wyzywać, ale na Granger jakoś to nie działało. Siedem lat w obecności Draco chyba miało jakieś zalety.
Ale gdy jedna z kobiet wyciągnęła różdżkę i chciała Hermionę przesunąć siłą, Granger pierwsza dobyła magicznego przedmiotu i użyła zaklęcia Depulso. Czarownica została odrzucona z wielką siłą do tyłu, przewracając po drodze kilka jej podobnych. Zapadła cisza, a czysto krwiści wpatrywali się w nią z nieukrywanym gniewem, ale jednak strachem.
- Proszę o opuszczenie szpitala - warknęła, nie starając się już zachować pozorów. Czarownice mruczały coś pod nosem, ale odeszły. Niska, pulchna kobieta podeszła do niej, zerkając na obecny niedaleko tłum kobiet.
- Co ty sobie wyobrażasz, Granger! Obniżam ci pensję! - zawołała, a kilka czarownic z tłumu zaśmiało się złośliwie. Kiedy całe zbiorowisko zniknęło za rogiem, pulchna kobieta odetchnęła z ulgą. Miała oczy promieniujące radością i przyjemne rysy twarzy. Uśmiechnęła się serdecznie do Hermiony. - Dobrze się spisałaś z tym Depulso, ale uważaj, bo Nurgaz Braund, no wiesz, ten kierownik od Zakażeń Magicznych, doniesie dyrektorowi szpitala. Może i pan Carter cię lubi, ale wiesz jak to jest.
Granger uśmiechnęła się przepraszająco, a pani Pumpernikiel odeszła, aby zrugać jakąś pacjentkę za samotne szwendanie się po szpitalu. Kilku uzdrowicieli kiwnęło głową w kierunku dziewczyny, wyrażając tym samym swój podziw i szacunek.
Hermiona, już w trochę lepszym humorze, weszła do pokoju numer sto dwadzieścia osiem. Na pierwszym łóżku, niedaleko drzwi, leżała pracownica Departamentu Transportu Magicznego, z niewiadomych przyczyn porażona zaklęciem, które powodowało natychmiastowy przyrost zębów do tego stopnia, że taka osoba nie potrafiła mówić.
Naprzeciwko drzwi, gdzie znajdowało się wielkie okno, stały dwa łóżka, odgrodzone od siebie zasłoną. Na tym po lewej stronie leżała Ginny Weasley, trafiona jakimś okropnie złośliwym zaklęciem. Była to zapewne robota przeciwników drużyny, w której dziewczyna grała.
Na łóżku po prawej stronie siedział Malfoy, wykrzykując coś do zdezorientowanego Erniego. Hermiona przewróciła oczami, po czym dumnym i pewnym krokiem podeszła do mężczyzn. McMillan spojrzał na nią jak na Boga, dziękując niebiosom za zbawienie. Szybko oddalił się od wściekłego Draco, zajmując się pracownicą Departamentu.
- Musisz się tak wydzierać, tchórzofretko? - spytała Hermiona, nawet na niego nie patrząc. Wzięła do ręki jego teczkę z aktami i szybko przekartkowała.
- Tak się zwracasz do pacjentów, Granger? - warknął rozeźlony Draco.
Granger uśmiechnęła się kpiąco.
- Dla mnie jesteś tylko farbowaną, skaczącą tchórzofretką z arystokratycznym pochodzeniem - odpowiedziała, odkładając papiery. Dopiero teraz zorientowała się, dlaczego ma tyle fanek. Przez te kilka lat go nie widziała, a naprawdę zdążył wyprzystojnieć. Jego oczy pozostały tak samo szare, ale teraz nie widziała w nich pogardy dla wszystkiego, co się rusza, tylko coś niesamowicie intrygującego. Włosy miał dłuższe, rozczochrane. Miała wrażenie, że siedzi przed nią chłopak w wieku około siedemnastu lat, ale nie czarodziej, tylko mugol. Uśmiechnęła się mimowolnie, ale szybko się zreflektowała. - Więc trafiło cię niezwykle silnie zaklęcie Relashio i Sectusempra, co? Poparzenia, głębokie rany na ciele... fajnie być aurorem, co? Zawsze można zginąć, super zabawa...- mruknęła pod nosem, Hermiona, przyglądając się ranom na torsie chłopaka. - A czemu się tak wydzierałeś?
- Bo śmierciożerca, którego właśnie miałem złapać, uciekł! - powiedział, najwyraźniej rozdrażniony. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona, unosząc brwi.
- Śmierciożerca? Przecież oni...
- Zostali złapani albo wybici, już wszyscy zdążyli mi to uświadomić - warknął Draco, coraz bardziej podenerwowany. - Ale nie wszyscy, są jeszcze jakieś niedobitki. Oczywiście wyśmiali mnie.
- Jak się nazywał? - spytała Hermiona po chwili milczenia. Malfoy jakby się wahał odpowiedzieć, ale wreszcie wydusił to z siebie:
- Rudwood.
Granger widziała, jaki jest zestresowany i rozgniewany. Westchnęła. Wzięła kawałek papieru, po czym szybko coś na nim nabazgrała. Zawołała jakiegoś młodego stażystę, wręczając mu wiadomość. Poprosiła, żeby chłopak zaniósł to do sowiarni i wysłał do Harry'ego Pottera. Stażysta zrobił zdziwioną minę, ale nie odważył się sprzeciwić. Wybiegł z sali, potrącając przy okazji kilka skrzatów domowych.
- Wysłałam wiadomość do Harry'ego. Jest szefem aurorów, prawda? Powinno wystarczyć - wytłumaczyła, widząc zdezorientowanego Draco. Malfoy uniósł jedną brew w geście zdziwienia.
- Zrobiłaś to dla mnie?
- Nie, nie wyobrażaj sobie - odpowiedziała ze stoickim spokojem, kiedy Draco uśmiechnął się rozbawiony. - Zrobiłam to dla świętego spokoju. Im szybciej się wyleczysz, tym szybciej stąd wyjdziesz.
Oddaliła się do łóżka Draco, zmierzając w kierunku drzwi. Pomachała Ginny, która właśnie się obudziła, po czym opuściła salę. Malfoy patrzył jeszcze za nią, a właściwie na jej nogi. Słyszał różne skargi na temat długości szat kobiet uzdrowicielek, ale na widoki nie narzekał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz