-NIE!
Głośny okrzyk sprzeciwu wtargnął do pomieszczenia wraz z hukiem drzwi uderzających o ścianę. Do środka weszło dwóch młodych mężczyzn, którzy sprawiali wrażenie gotowych na śmierć byleby ocalić to co dla nich najcenniejsze. Ich pojawienie się przerwało gorączkową atmosferę tajemnicy, gotowości poświęcenia, chęci rozwikłania jednej z największych tajemnic świata. Zamiast tego zapanowała wszechobecna irytacja i poczucie traconego czasu, którego i tak było niewiele.
Wszyscy zebrani w gabinecie najstarszego z nich, Dumbledore'a, dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, jak jeden mąż odwrócili się w stronę przybyłych. Część z nich miała miny wyrażające strach, kilkoro wyglądało jakby miało ochotę zabić niespodziewanych gości a jeszcze inni mieli najzwyczajniej wszystko gdzieś.
-Widzę, że wieść się rozeszła...-powiedział kpiącym tonem Bones. Był to wysoki, łysy mężczyzna z licznymi tatuażami, bliznami i kolczykami, wyglądający na trzydzieści, może trzydzieści pięć lat choć w rzeczywistości miał już ponad pięćdziesiąt. Dopiero niedawno dołączył do Zakonu, ale zajmował już wysoką rangę za swoje dokonania podczas wojny z Voldemortem.
-Nie zgadzam się by moja dziewczyna w tym uczestniczyła!-krzyknął ponownie ten który tak mocno otworzył drzwi, rudowłosy dziedzic krwi Weasleyów, Ron.
-Panie Weasley-odezwał sie dobrodusznym tonem sam Dumbledore-Panna Granger sama podjęła decyzję i zgodziła się pomóc nam, członkom Zakonu. Nikt nie wymusił na niej takiego postępowania. Myślę, że wasza.. hmm... zażyłość nie powinna ograniczać jej dokonań.
Ron zignorował trafną uwagę staruszka albo sens ostatniego zdania nie dotarł do jego świadomości.
-Ale przecież ona nie jest zdolna do takich czynów. Nie ma odpowiednich umiejętności by jej misja zakończyła się sukcesem!-oponował dalej.
Tymi słowami zszokował chyba każdego wliczając w to swego najlepszego przyjaciela, Harrego Pottera. Swoją opinią Ron zmienił nagle sposób postrzegania czarnowłosego jego osoby i to jakie podejmował decyzje. Harry powoli rozumiał dlaczego w ostatnim czasie Hermiona tak się odsunęła od ukochanego. Nie pojętym dla niego było umniejszanie zalet swego partnera i tłamszenie go, tak jak to robił Ron.
-Kto jak kto, ale ta mała...-zaczął Bones, ale przerwał mu huk spowodowany uderzeniem czyichś dłoni o blat stołu.
Z zaciemnionego kąta wyszła niska postać, która do tej pory drzemała wycieńczona na znajdującym się tam fotelu. Piękna kobieta z długimi brązowymi lokami i z gracją, pełna wdzięku podeszła do Rona. Jej chłodna postawa, twarz nie wyrażająca niczego sprawiła, że zaczął się w pewien sposób lękać jej osoby.
-Dobrze wiedzieć co o mnie myślisz-szepnęła mu do ucha uwodzicielsko-Skarbie-wysyczała to tak słodkim tonem, że brzmiał on bardzo jadowicie, niczym groźba śmierci w cierpieniach.
Harry dawno takiej jej nie widział-pewnej siebie, świadomej swej urody, z ciętym językiem. Zła Królowa zachichotał w myślach z jej przezwiska z czasów gdy jeszcze się uczyli.
Wpatrywali się przez chwilę w swoje oczy tocząc jakby zaciętą bitwę między sobą o dominację. W pewnym momencie Ron zauważył, że kobieta się nie podda i obezwładniła go bezsilność.
Cwany uśmiech wstąpił na usta Hermiony, której wzrok wyrażał teraz wyższość nad nim. Wiedziała, że się poddał.
Rudowłosy nie wiedząc co począć, zacisnął mocno pięści i wyszedł ponownie trzaskając drzwiami. Musiał się pogodzić z tym, że Hermiona mimo wszystko jest wolną osobą, może podejmować sama decyzje i nawet on jej do niczego nie zmusi. Już nie zmusi.
-Nie lecisz za swym kumplem, Bliznowaty?
Bonesowi spodobało się to przezwisko i od pierwszego spotkania z Harrym woła tak na niego. Mimo, że Malfoy wymyślił je by obrazić młodego Pottera, w ustach Bonesa nabrało ono pozytywnego wydźwięku i teraz praktycznie większość znajomych z Zakonu nazywa tak czarnowłosego.
-Da sobie radę sam.-uśmiechnął się po czym zwrócił do Dumbledore'a-W czym pomóc?
Od słowa do słowa, po dłuższej chwili, Harry był całkowicie wprowadzony w plan, znał wszystkie jego etapy i cele. Co więcej sam starał się go ulepszyć i rozwiązać drobne problemy jakie można napotkać w trakcie. Zadanie Hermiony całkowicie go pochłonęło.
-Brakowało ci tej adrenaliny, co?-zapytała z leniwym uśmiechem Hermiona opierając się o jego ramię.
-To prawda.-westchnął chociaż był szczęśliwy i podekscytowany-Poza tym chce ci pomóc, siostrzyczko.
Patrzyli jak wszyscy wychodzą z gabinetu. Gdy Molly Weasley zamknęła za sobą drzwi racząc ich przy okazji swym matczynym uśmiechem, charmider ucichł a oni dziękowali za błogą ciszę. Nikt już nie wspominał o zagrożeniach, co zrobić by pokonać ewentualnych wrogów, zniwelować wszystkie przeszkody na jakie mogli się natknąć. Mieli wolną chwilę by odpocząć przed nadciągającym wyzwaniem.
Jestem bardzo ciekawa kontynuacji ��
OdpowiedzUsuń