poniedziałek, 9 marca 2015

I. Ulica Pokątna .I

Lily Luna Potter, trzynastoletnia i jedyna córka Harry’ego oraz Ginewry Potterów wiedziała, że zakupy z braćmi to zły pomysł. Wiedziała to od momentu, w którym zjawili się na ulicy Pokątnej. Nawet wtedy, gdy wyszli z Dziurawego Kotła i stanęli przed ceglanym murem. Co, na Godryka Gryffindora, skusiło ją na zakupy z tymi imbecylami?! Zadawała sobie to pytanie raz po raz, przeklinając w myślach innych ludzi, kiedy tylko została przez kogoś potrącona. Była wściekła na braci, którzy zostawili ją samą na pastwę ciężkich pakunków, w których skład wchodziły zarówno książki, jak i kociołki, składniki do eliksirów, szaty i wiele innych przedmiotów. Była tak zła, że jej zazwyczaj przyjazne usposobienie zmieniło się natychmiastowo i teraz planowała okrutną zemstę obejmującą poważny uszczerbek na zdrowiu niczego nie spodziewających się ofiar.
Albus Severus Potter, jej o rok starszy brat, zniknął po kilku minutach, wymyślając jakąś godną pożałowania wymówkę. Nie czekając na reakcję reszty rodzeństwa, oddalił się szybkim krokiem, spoglądając jeszcze ukradkiem na Jamesa, który przez ostatnie wakacje okropnie się nad nim znęcał. Lily nie próbowała Albusa powstrzymać, bo zrobiło jej się go żal i postanowiła mu to zniknięcie wybaczyć. Jednak po kilku minutach żałowała, że w ogóle pozwoliła mu się oddalić. James był najgorszym kompanem, jakiego by można sobie wyobrazić.
James Syriusz Potter, najstarsze dziecko Potterów, królujący nad Lily dwoma latami przewagi, był osobą, której młoda Potter nie znosiła najbardziej. Mimo wszystko był jej bratem, więc nauczyła się go tolerować. To właśnie James po prostu zniknął, kiedy ona kupowała książki. Nie minęło nawet pięć minut, a chłopaka nie było. Skrzywiła się na samą myśl o tamtym zdarzeniu.
Na dworze panował upał, toteż kiedy przekroczyła próg sklepu Esy-Floresy, odetchnęła z ulgą. Zrzuciła bagaż na ziemię i przez chwilę rozkoszowała się zimnym powietrzem dookoła. Już od kilku lat sklep dawał przyjemne wytchnienie od skwaru na zewnątrz. Spojrzała na listę zakupów, po czym rozejrzała się dookoła. Poprosiła pracownika, aby przypilnował jej bagażu, po czym skierowała się ku wybranemu działowi ksiąg.
— Rose? – spytała, kiedy dostrzegła w tłumie znajomą osobę.
— Lily! – zawołała uradowana Rose, odwracając się. Lily ze smutkiem stwierdziła, że dawno nie widziała kogoś, kto cieszyłby się tak na jej widok. — Okropnie wyglądasz – stwierdziła Rose, na co Potter tylko się skrzywiła.
Rose Weasley, najstarsza i jedyna córka Ronalda i Hermiony Weasley, była energiczną dziewczyną. Nie uczyła się za dobrze, ale wuj George powtarzał jej i Jamesowi, że zabawa to podstawa. Ta dwójka najbardziej podobna była do bliźniaków Weasley, którzy niegdyś królowali w Hogwarcie. Rose po matce odziedziczyła jedynie wygląd. Długie, falowane włosy stojące na wszystkie strony. Po Ronie przejęła kolor czupryny i piegi oraz głupotę i brak talentu do jakiegokolwiek przydanego przedmiotu. Rose była wybuchowa, zawsze wesoła, a kłótni unikała, chociaż robiła wyjątek dla Scorpiusa Malfoya.
— Czy ja dobrze widzę? Przeglądasz książki i się nie krzywisz? – bardziej stwierdziła niż spytała Lily, kiedy Rose powróciła do przerwanej czynności. Przeglądała księgi, które dotyczyły magicznych stworzeń, a robiła to z wielkim zainteresowaniem.
— To jedyne, co mnie w tej szkole interesuje – odpowiedziała, wzdychając. Wyciągnęła wybraną książkę, zastanowiła się, po czym schowała ją do koszyka. — Mam już wszystko kupione. Czeka w samochodzie taty. Chciałam pomóc Hugo w zakupach, ale powiedział, że sobie poradzi i kazał mi odejść. Ech, te dzieci tak szybko dorastają – Rose pokręciła głową i westchnęła teatralnie, na co Lily się uśmiechnęła.
Hugo Weasley był dwa lata młodszy od swojej siostry. Poważny, inteligentny i świetny w nauce. Jego oceny były nie do pobicia, królował nad swoim rocznikiem, a nawet nad starszymi uczniami. Po ojcu, Ronaldzie Weasley'u, odziedziczył tylko piegi. Jego włosy były brązowe, a z charakteru przypominał matkę, chociaż Hugo był zdecydowanie spokojniejszy.
— Gdzie James? – spytała Rose, rozglądając się dookoła. — Muszę omówić z nim kilka spraw – wytłumaczyła Weasley. Lily skrzywiła się na samo wspomnienie o swoim bracie.  Wzięła do ręki losową książkę z półki i zaczęła ją oglądać.
— Jak on mnie denerwuje! – powiedziała ze złością Lily, otwierając księgę na losowej stronie. Rose spojrzała rozbawiona na kuzynkę.
— Dużo osób go nie lubi. Jesteś jedną z nich – stwierdziła Weasley z lekkim uśmiechem. Lily spojrzała na Rose z zainteresowaniem.
— Jak ty z nim wytrzymujesz? Jesteś chyba jedyną osobą, która go toleruje.
— Lubię go – odpowiedziała całkiem szczerze Rose, po czym uśmiechnęła się szeroko. Lily nie była przekonana, ale się nie odezwała.
Ich rozmowę przerwał głośny okrzyk zdumienia. Dziewczyny odwróciły się. Przy stoisku z gazetami stał mężczyzna w średnim wieku z melonikiem na głowie. Był najwyraźniej zdenerwowany, bo jego twarz wykrzywił dziwny grymas. Kiedy zorientował się, że zwrócił na siebie całkowicie niepotrzebną uwagę, odłożył gazetę, poprawił melonik, po czym szybko wyszedł.
Rose zainteresowana poruszeniem mężczyzny, podeszła do stoiska z czasopismami i spojrzała na artykuł, który tak wstrząsnął jegomościem.
— Piszą coś o Gilderoyu Lockharcie, który odzyskał już zmysły i swoje umiejętności czarodziejskie. Chce zrobić coś dobrego dla świata czarodziejów, więc zgłosił swoją kandydaturę na Aurora – powiedziała Rose, śledząc linijki tekstu. Lily zmarszczyła brwi, usiłując sobie przypomnieć, gdzie słyszała to nazwisko.
— Skąd ja go znam… – mruknęła pod nosem Potter.
— Tata coś o nim wspominał i nie był zbyt szczęśliwy – odparła Rose, wzruszając ramionami. Nie za bardzo ją to interesowało. Dziewczyny podeszły do lady, a sprzedawca zaproponował im książki Lockharta po śmiesznie niskiej cenie. Lily grzecznie odmówiła, za to Rose wyczuła okazję.
— Jeśli kupię jego książkę, dostanę rabat na te wszystkie? – spytała Weasley, wskazując na wybrane księgi. Sprzedawca obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem, co bardzo nie spodobało się Rose. Dziewczyna jednak nie mogła wymyślić czegoś, co dałoby mężczyźnie nauczkę, więc wyciągnęła kilka galeonów  z kieszeni i zapłaciła za książki. Lily wzięła swoje pakunki i dziewczyny opuściły sklep. Ruszyły bez celu wzdłuż ulicy, podziwiając wystawy i witając się ze znajomymi. Rose zatrzymała się przy sklepie Weasleyów, po czym zaciągnęła kuzynkę do środka. Unikając latających samolocików i wybuchających petard, Rose zaprowadziła Lily na zaplecze, które mieściło się na samej górze.
— Wujek o tym wie? – spytała Potter, kiedy odłożyły rzeczy i wyszły ze sklepu. Rose wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko. Lily jęknęła, ale podążyła za kuzynką, która zdążyła się już oddalić.
***
Lily była zaskoczona. Stała z otwartymi szeroko oczami, rozglądając się dookoła. Na jej twarzy malowało się przerażenie. Zawsze wiedziała, że jej kuzynka jest szalona, lekkomyślna, a pomysłami dorównuje Jamesowi, ale nigdy by nie pomyślała, że Rose zdolna jest do takich rzeczy.
— Czy ty, do cholery, zwariowałaś?! – syknęła Lily, patrząc ze złością na kuzynkę. Weasley uciszyła Potter, zatykając jej usta ręką. Kilka osób w czarnych pelerynach zatrzymało się i zmierzyło je nieprzychylnym spojrzeniem, ale pod ostrym wzrokiem Rose oddalili się, wciąż bardzo zirytowani. Weasley przyłożyła palec do ust, nakazując Lily, żeby była cicho. Szybko skierowały się w kierunku jakiegoś ustronnego miejsca.
— Niezły masz głos, dziewczyno – pochwaliła Rose, uśmiechając się przyjaźnie.
— Wiesz gdzie my jesteśmy?! – spytała przyciszonym głosem Lily, chociaż chciało jej się krzyczeć.
— Na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
— Tutaj się roi od podejrzanych typów – zwróciła jej uwagę Lily, rozglądając się dookoła podejrzliwie. Nie mogła uwierzyć aż w taką głupotę kuzynki.
— No wiem! To jest świetnie, nie? Wpadliśmy tu przez przypadek, znaczy ja i James. Nudziło nam się i postanowiliśmy poeksperymentować z Siecią Fiuu – wytłumaczyła z nieukrywanym entuzjazmem Rose. Miała nadzieję, że Lily pokiwa głową i pochwali ten świetny pomysł, ale powiedziała tylko:
— Jesteście nienormalni.
— To właśnie tutaj skompletowaliśmy i zamówiliśmy wystrój na Halloween do Hogwartu. Szybko dostarczone, świetny towar, mówię ci! Dyrektor był pod wrażeniem – mówiła coraz bardziej podekscytowana Rose. Pociągnęła Lily za rękę.
— A sklep wujka?
— Tam kupiliśmy tylko słodycze. Wybuchające dynie, ruszające się cukierki-palce, która jak opętane wyłaziły z misek oraz karmelowe pająki – Rose rozmarzyła się na widok przerażonych twarzy uczniów, kiedy słodycze wciąż się ruszały, nawet po ugryzieniu.
— Gdzie my właściwie idziemy? – spytała Lily, uświadamiając sobie, że od kilku sekund idzie ślepo za Rose.
— Do sklepu Borgina i Burkesa – wytłumaczyła Weasley, ale czując na sobie ostre spojrzenie kuzynki, westchnęła. — Scorpius nam go pokazał – dodała, krzywiąc się na samo wspomnienie o znienawidzonym blondynie.
— A co on tutaj robił? To dziwne, szczególnie ze względu na jego pochodzenie – stwierdziła Lily zamyślona. Rose natychmiast przyznała jej rację.
— Ja mu nie ufam, ale James... Ech, on jest czasem taki naiwny. Kiedy wrócimy do Hogwartu, przeprowadzę własne dochodzenie! – oświadczyła z determinacją Rose, a Lily tylko westchnęła. W końcu zatrzymały się przed obskurnym budynkiem. Nad wejściem widniał szyld z napisem „Borgin&Burke”, który ledwo się trzymał. Lily wzdrygnęła się mimowolnie. Rose musiała zauważyć reakcję kuzynki, bo klepnęła ją przyjacielsko w plecy. Potter jęknęła, przełknęła ślinę, po czym weszła do środka.
W pomieszczeniu panował zaduch. Była to pierwsza rzecz, jaka przyszła jej na myśl. Okna, które zostały szczelnie zamknięte oraz stare, brudnawe szyby nie nadawały pomieszczeniu przytulności. Lily skrzywiła się na widok dziwnych przedmiotów pokrytych kurzem, szczególnie słoik z gałkami ocznymi wywołał w niej odruch wymiotny. Rose czuła się jak u siebie w domu. Z zainteresowaniem oglądała wystawione przedmioty.
Kiedy Lily przyzwyczaiła się do panującej tam ciemności, zauważyła znajomą postać. Nie myśląc ani chwili dłużej, podeszła do osoby.
— Dobrze się bawisz? – spytała zdenerwowana. James odwrócił się zaskoczony. Widząc swoją siostrę, przewrócił tylko oczami i z wyrzutem spojrzał na Rose. Weasley wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się niewinnie, po czym przeszła do drugiej części sklepu.
— Cholerna babska solidarność – mruknął zirytowany. Lily już chciała coś dodać, ale James przyłożył palec do ust dając znak, aby się uciszyła. Chłopak wskazał na mężczyznę za ladą, który pochylał się nad jakimś kartonem. Lily wychyliła głowę, aby lepiej widzieć, co się dzieje.
W środku pudła dostrzegła dziwne, okropnie brzydkie stworzenie. Dół istoty przypominał. Ogromną cebulę, z której szczytu wyrastała długa, cienka szyja, zakończona średniej wielkości kulą, prawdopodobnie głową. Na usta stworzenia składały się dwie grube, czerwone kreski ( mogły być to wargi, Lily nie miała pewności), a między nimi Potter dostrzegła małe, ostre zęby. Mężczyzna sięgnął po nóż, po czym jednym sprawnym ruchem odciął małemu potworowi głowę.
Lily otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i jednocześnie z przerażenia. Mężczyzna schował odciętą głowę do szkatułki, po czym sięgnął po swoją różdżkę. Wypowiedział zaklęcie, które sprawiło, że reszta ciała stworzenia zaczęła płonąć.
— Nigdy nie widziałaś Skowrotków, dziewczynko? – spytał sprzedawca, podnosząc się. Otrzepał spodnie, po czym odwrócił się do niej plecami, szukając czegoś na półce.
— Czego?
— To takie irytujące stworzenia, które są ślepe, głupie i głośne. Dobre do tortur. Ich pisk jest bardzo szkodliwy.
— James, po ci ten stwór? – spytała podejrzliwie Lily, patrząc z wyczekiwaniem na brata,
— Nie twoja sprawa – odpowiedział Potter, wpatrując się z niecierpliwością w płomienie. Lily zmarszczyła brwi, patrząc podejrzliwie na brata, — Nie planuję nic złego. Nie bój się – dodał, widząc spojrzenie siostry.
— No oczywiście! Kupowanie rzeczy na ulicy Śmiertelnego Nokturnu NIGDY nie sprowadza ŻADNYCH kłopotów! Jest to całkowicie legalne i pochwalane przez społeczeństwo! – prychnęła Lily, gotując się ze złości. James przewrócił oczami i westchnął. Jak on czasem nienawidził tej bezmyślności Rose.
— O, gotowe! – powiedział po chwili mężczyzna, zauważając gasnące płomienie. Odgarnął popiół. Delikatnie podniósł małą zdeformowaną kulkę koloru bordowego.
— Będzie działać? – spytał James, uważnie obserwując poczynania sprzedawcy.
— Przekonasz się – odpowiedział mężczyzna, zawijając w papier otrzymany przedmiot. Zapakowaną rzecz schował do małego pudełka i podał Jamesowi. — Przepis, składniki, działanie i skutki uboczne? – spytał sprzedawca, a James kiwnął głową. Potter położył na ladzie kilka galeonów, po czym schował pudełko do kieszeni.
Kiedy opuścili sklep, natknęli się na osobę, którą najmniej chcieliby spotkać. Był to Draco Malfoy. Zmierzył całą trójkę młodych ostrym i podejrzliwym spojrzeniem. Lily przełknęła ślinę, ale Rose i James byli spokojni.
— Dzień dobry, panie Malfoy – przywitał się Potter oschle, patrząc Malfoyowi prosto w oczy. Draco zmarszczył brwi, ale skinął głową.
— Co tu robicie? – spytał. James zerknął na Rose, która nie spuszczała wzroku z ojca swojego największego wroga.
— Załatwiamy nasze sprawy – odpowiedziała Weasley odważnie, a Draco nagle się zainteresował.
— Tak? A czego trójka niepełnoletnich dzieci może szukać na ulicy Śmiertelnego Nokturnu? I to jeszcze w tym sklepie? – spytał, wpatrując się w Rose. Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści, ale nie dała po sobie poznać strachu, jaki ją teraz opanował.
— My… robiliśmy zakupy dla wujka Harry’ego. Jest aurorem i musiał coś wykryć, więc… – Rose spuściła wzrok pod czujnym spojrzeniem Malfoya.
— I wysłał po to piętnastolatków? – spytał zainteresowany. Weasley nie odpowiedziała, James również milczał. Lily wyczuwała tą ponura atmosferę i żałowała, że w ogóle posłuchała Rose. Już od początku mówiła, że to zły pomysł. Draco spojrzał na bransoletkę Rose i zmarszczył brwi. — Oddaj mi to natychmiast – rozkazał. Weasley spojrzała na niego zaskoczona, a Malfoy wskazał na jej biżuterię. Dziewczyna z wielką niechęcią odpięła ozdobę i oddała Draco. — To należało do pierwszego czarnoksiężnika. Zastanawiam się, po co ci taka bransoletka? – spytał Malfoy, wcale nie oczekując odpowiedzi. Rose po raz kolejny spuściła wzrok. — Pewnie nawet nie wiedziałaś, co kupiłaś. Ten przedmiot jest przesiąknięty czarną magią. Uwierz mi, byłem Śmierciożercą, znam się na tych rzeczach – rzekł Draco, podając bransoletkę skrzatowi, który do tej pory był schowany za swoim panem. Malfoy wyciągnął z portfela dziesięć galeonów i dał Rose, która wzięła pieniądze z wahaniem.
— I żebym was tutaj widział ostatni raz – ostrzegł, obrzucił całą trójkę ostrym spojrzeniem, po czym się oddalił, a wraz z nim jego skrzat.
***
Cała trójka wróciła na ulicę Pokątną w złych humorach. James stwierdził, że pan Malfoy jest naprawdę przerażający, Rose kojarzył się on ze Scorpiusem, czyli niezbyt dobrze, a Lily po prostu była wściekła na siebie, że dała się tam zaciągnąć. Rose przypomniała sobie, że mieli jeszcze coś kupić w Magicznych Dowcipach. Skierowali się w stronę sklepu Weasleyów. Już z daleka widzieli wesołe dekoracje i mnóstwo znajomych osób, które z fascynacją oglądały wystawy i produkty. Rose i James przepchnęli się przez tłum, taranując innych łokciami. Lily miała nieco większy problem z dostaniem się do środka, więc postanowiła poczekać na zewnątrz. Obserwowała ich przez szybę i uśmiechała się w zamyśleniu. Gdyby James i Rose nie byli kuzynostwem, z pewnością byliby świetną parą.
— Lily?
Potter odwróciła się i ujrzała znajomą osobę. Stała przed nią dziewczyna o ciemnożółtych oczach oraz kruczoczarnych włosach upiętych w koński ogon.
— Amy! – zawołała zaskoczona Lily. Amy uśmiechnęła się serdecznie, trzymając w ręce nowo kupioną miotłę oraz inne akcesoria do Qudditcha. Amy Rozlovski była bardzo energiczna i głośna, uwielbiała bójki oraz kłótnie. W zeszłym roku została kapitanem drużyny Hufflepuffu i świetnie spisywała się na tym stanowisku. — Długo cię nie widziałam.
— Wyjechałam z rodzicami w Alpy, a potem do mojej rodziny w Polsce – wytłumaczyła Amy, patrząc z zaciekawieniem na wystawę. — Słyszałam, że wciąż nie macie obrońcy.
— Tak – westchnęła Lily, spuszczając wzrok.
— Wyłówcie jakiegoś pierwszaka. Podobno ten rocznik jest całkiem obiecujący – zaproponowała Amy po chwili milczenia. Lily wzruszyła ramionami i stwierdziła, że będą się martwić, jak rozpocznie się rok szkolny. Już kilka minut później Amy oddaliła się, bo musiała jeszcze spotkać się z drużyną i omówić parę spraw. Dziewczyny pożegnały się, a Lily znowu została sama.
— Hej, czy to jest…? – zagadnęła Rose, podchodząc do kuzynki. Obładowana była słodyczami oraz innymi rzeczami, zapewne służącymi do różnych psikusów.
— Ach, to ten cud Quidditcha? – spytam James obojętnie, a Lily kiwnęła głową.
— Ciekawe kogo zwerbuje jako szukającego – zamyśliła się Potter. James przewrócił oczami, dając znać, że ma gdzieś Quidditcha i wszystko, co się z nim wiąże. Rose też wykazywała minimalny entuzjazm jeśli chodzi o ten sport, ale nie chciała być niegrzeczna, więc udała chwilowe zainteresowanie.
— A gdzie jest Albus? Nie widziałam go dzisiaj. Czemu go nie ma z wami? – spytała Rose, kiedy cała trójka szła bez celu wzdłuż ulicy.
— Opuścił nas i dołączył do swojej drużyny. Ślizgoni i Puchoni grają pierwszy mecz w tym roku szkolnym – wytłumaczył z zerowym zainteresowaniem. Rose spojrzała na niego zaskoczona, że wie takie rzeczy. — Czasem słucham, jak coś tam mruczy pod nosem o Quidditchu – dodał James, widząc przestraszone spojrzenie Rose. Lily pokiwała głową.
— Mam nadzieję, że w tym roku wygra Gryffindor. Ktoś musi skopać dupę Scorpiusowi!
Potter przewrócił oczami rozbawiony i uśmiechnął się lekko pod nosem.
— Tylko oni mają geny po rodzicach do tej gry. Al jest ścigającym, Lil szukającą. A ja? – powiedział po chwili milczenia, nagle pochmurniejąc. Lily przewróciła oczami, zajadając się słodyczami.
— A ty jesteś moim kuzynem! – zawołała rozbawiona Rose, uśmiechając się szeroko. Poklepała Jamesa po plecach.
Rose zrzedła mina, kiedy dostrzegła w tłumie jasną czuprynę, którą tak dobrze znała i której tak bardzo nie znosiła. Zmarszczyła groźnie brwi. James spojrzał na nią, na początku nie rozumiejąc nagłej zmiany nastroju kuzynki. Dopiero później dostrzegł znajomego chłopaka.
— Daj spokój, Rosie – powiedział James, kładąc dłoń na jej ramieniu. Chciał dodać otuchy Rose, a przy okazji trochę ją uspokoić, ale Weasley wpatrywała się w Scorpiusa z nienawiścią i nic nie wskazywało na to, że ma zamiar przestać.
Oboje podeszli do grupki Ślizgonów, którzy stali pod sklepem ze sprzętem do Quidditcha. Większość osób oglądało z fascynacją miotły. Albus próbował zwrócić na siebie uwagę reszty drużyny, ale nikt go nie słuchał. Scorpius stał obok znudzony, opierając się o ścianę budynku. Najwyraźniej mało go interesował drobny problem przyjaciela, bo nie próbował pomóc w zainteresowaniu reszty drużyny osobą Albusa. Lily wyczuła napięcie w powietrzu, więc wyminęła Ślizgonów i weszła do sklepu.
— Bracie mój! – zawołał James z udawaną radością, rozkładając ramiona. Młodszy Potter dopiero teraz dostrzegł swojego brata, na którego widok zbladł. James poklepał Albusa przyjacielko po ramieniu. Chłopak uśmiechnął się sztucznie. — Czemu od nas uciekłeś? – spytał James. Na jego twarzy widniał uśmiech, ale Albus w oczach brata dostrzegł gniewne ogniki. Młodszy Potter zaczął się szybko tłumaczyć, ale James mu przerwał. — Nieważne, pogadamy w domu. Scorpius! – zawołał starszy Potter, opuszczając Albusa i podchodząc do młodego Malfoya. Albus przełknął ślinę, ale poczuł ulgę, że James zmienił towarzystwo.
— Co tam? – zagadnęła Rose, którą Potter zauważył dopiero teraz. Weasley patrzyła ukradkiem na Scorpiusa, jakby spodziewała się, że rzuci na nią nagle zaklęcie niewybaczalne.
— Świetnie, ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby ktoś mnie słuchał! – powiedział podniesionym głosem, zwracając się bardziej do Ślizgonów niż do Rose. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi. Albus westchnął, patrząc porozumiewawczo na Rose. Weasley uśmiechnęła się lekko, nie siląc się na żaden głębszy czyn, aby kuzynowi pomóc. Potter zauważył, że jest jakaś markotna. Jej zachowanie zrozumiał dopiero wtedy, kiedy podążył za czujnym wzrokiem Rose i natrafił na Scorpiusa. Westchnął i dał znać, że nie ma zamiaru w tym uczestniczyć.
— Weasley! – zawołał zadowolony Malfoy. Rose prychnęła pod nosem, ale odważnie poparzyła na swojego wroga. Scorpius uśmiechał się złośliwie. W jej głowie natychmiast powstało milion obelg, którymi chciała uraczyć blondyna, ale powstrzymała się w porę.
— Jest taki piękny dzień, a ja muszę spotykać akurat ciebie – odpowiedziała Rose kąśliwie zamiast zwykłego „cześć”.
— Jak zwykle cudne przywitanie, Weasley. A to co? Ta kiecka to po babci? – bardziej stwierdził niż zapytał Scorpius, patrząc na jej odzież rozbawiony. Rose zmarszczyła brwi. Już chciała go zripostować, kiedy ktoś jej przerwał:
— Te wzory to ludowe znaki, oznaczające pokój, miłość i harmonię.
Rose spojrzała zaskoczona na przybysza, podobnie jak James i Scorpius. Był to niski, czarnowłosy chłopak o niebieskich oczach i rozmarzonym wyrazie twarzy. Uśmiechał się nieprzytomnie, patrząc na całą trójkę z wielkim zainteresowaniem. — Cześć, Rose. Bardzo ładna suknia – zwrócił się do Weasley, która kiwnęła zaskoczona głową. Chłopak skinął głową, co można było uznać za pożegnanie, po czym wolnym krokiem odszedł. Rose, korzystając z okazji uniknięcia dalszej kłótni, wyminęła Jamesa i Scorpiusa, po czym weszła do sklepu ze sprzętem do Quidditcha.
— Kto to był? – spytał Malfoy, na chwilę całkiem zapominając o Rose.
— Martin Longbottom – odpowiedział James, wciąż trochę zdezorientowany. — Syn Luny i profesora Neville’a.
Scorpius kiwnął głową ze zrozumieniem. Kiedy zorientował się, że Rose nie ma w pobliżu, zaklął pod nosem. Był niemal pewny, że może wygrać kłótnię, a ona uciekła! A mógł ją obserwować!
— Czemu się tak ciągle kłócicie? – spytał James zainteresowany nagłą zmianą nastroju Malfoya. Scorpius wzruszył ramionami, nie za bardzo skory na rozmowy. — Jest w złym humorze tylko wtedy, kiedy widzi ciebie. Normalnie się tak nie zachowuje.
— Spytaj ją. I niech się najpierw witać nauczy.
— Ty też nie jesteś lepszy. Dlaczego jej tak nie trawisz?
— A dlaczego ona mnie tak nienawidzi?
James nie zdążył odpowiedzieć, bo wyprowadzony z równowagi Albus pociągnął za koszulę Scorpiusa i zaciągnął go do małej, ciemnej uliczki, gdzie stała reszta drużyny Ślizgonów, najwyraźniej bardzo niezadowolonych. Malfoy, chcąc nie chcąc, pomachał do James, po czym zniknął za rogiem.

— Scorpius? – bardziej stwierdziła niż spytała Lily, kiedy Rose do niej podeszła. Potter uśmiechnęła się rozbawiona na widok miny kuzynki. Kłótnie jej i Malfoya były jedyną rozrywką tego dnia.
— Cholerny farbowany dupek! – mruknęła wściekła Weasley, krzywiąc się na samo wspomnienie.
— Nie jest farbowany – wtrąciła się Lily, oglądając z fascynacją jedną z mioteł.
— Ten mały, obślizgły robak, który wypełznie z każdego gówna! On jest takim egoistą! „Patrzcie na moje włosy, są takie lśniące”! – przedrzeźniała Rose, gładząc swoje włosy i robiąc przy tym dziwaczną minę. Lily parsknęła śmiechem.
— Kłócicie się już od drugiej klasy. Nie uważasz, że to trochę za długo? – spytała Lily, a Rose tylko wzruszyła ramionami. Spojrzała przez szybę. Ku jej zadowoleniu Ślizgoni zniknęli i pozostał tylko James, który cierpliwie czekał. — Gdyby nie to twoje głupie zauroczenie…
— Lily! – syknęła zdenerwowana Rose poruszeniem tak delikatnego i niezbyt miłego dlań tematu. Na pierwszym roku Weasley zakochała się w Scorpiusie, który odrzucił ją, kiedy wyznała mu swoje uczucia. Kilka dni później zastała go z inną dziewczyną, trochę popłakała, ale szybko jej przeszło. Wtedy jeszcze Malfoya nie nienawidziła, po prostu trzymała się na dystans. Kiedy jednak znalazła kogoś, z kim zaczęła się dogadywać, Scorpius go odstraszył i nic z tego nie wyszło. Rose była wściekła na Malfoya, ponieważ ten przeganiał wszystkich jej potencjalnych partnerów aż do czwartej klasy. Weasley nie wiedziała, czemu był taki złośliwy. Jednak po przemyśleniu całej sprawy wywnioskowała, że po prostu nie mógł przyjąć do wiadomości ignorowania jego osoby i postanowił dać Rose nauczkę.
— W tym roku kogoś znajdę – oświadczyła dziarsko Rose, a Lily tylko uniosła brwi w geście zdziwienia. — Myślę, że Scorpiusowi przeszło. Nie jest już takim dzieckiem, chyba trochę wydoroślał przez ostatnie cztery lata – stwierdziła, chociaż wciąż niezbyt przekonana. Lily zapewniła Rose, że na pewno tak się stało i wróciła do oglądania mioteł.
— Miałaś być w Dziurawym Kotle już trzydzieści minut temu – rozległ się chłodny, ostry głos za plecami dziewczyn. Rose odwróciła się i zobaczyła swojego młodszego brata, którego widok poprawił jej humor.
— Hugo! – zawołała i przytuliła swojego brata najmocniej, jak potrafiła. Weasley jęknął z bólu, próbując się uwolnić z uścisku siostry. W końcu Rose go puściła, a ten tylko zmierzył ją ostrym spojrzeniem.
— Zakupy już zrobione? – zagadnęła Lily, obserwując minę Hugo z niemałym rozbawieniem. Kiedy Weasley na nią spojrzał, Potter przybrała poważny wyraz twarzy, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
— Idę jeszcze po Dell i Edwarda. Mogłabyś pamiętać o swoim pupilu – zwrócił się do siostry, mrużąc oczy. Rose uśmiechnęła się niewinnie i wzruszyła ramionami. Wyminęła brata, poinformowała go, że idzie już do Dziurawego Kotła, po czym opuściła sklep. Dołączyła do Jamesa, który zdążył podłożyć pod wystawę kilka łajno bomb. Nie czekając na nikogo, odeszli szybkim krokiem, chichocząc pod nosem.
— Mógłbyś też odebrać zwierzęta Albusa i Jamesa? Założę się, że o tym zapomnieli – spytała z nadzieją Potter, podając sprzedawcy kilka galeonów. Mężczyzna podał jej zapakowaną miotłę, którą Lily odebrała bardzo ostrożnie.
— Zapomnij – rzucił ostro Hugo. — Poza tym, Albus odebrał już swoją sową, a James podłożył swojego pająka jakiemuś pierwszakowi. Sam widziałem. Idiotyzm – stwierdził Weasley, krzywiąc się mimowolnie. Hugo nienawidził pająków. Była to jedyna rzecz, której się bał, pomijając oczywiście niezdane egzaminy, które straszyły go w snach. James, na szczęście Hugo, nie wiedział o jego fobii dotyczącej tych zwierząt, inaczej Weasley przeżyłby najgorsze dni w swoim życiu.
Lily zawsze się zastanawiała, jak wygląda Hugo, kiedy się wkurzy. Nikt nigdy nie widział go w akcji, ale Rose porównywała jego gniew do tornada wypełnionego Avadami Kadavrami. Cóż, nikt nie mógł być zdziwiony. Hugo bardzo przypominał Hermionę.
Weasley pożegnał się i wyszedł. Lily spojrzała na zegarek i westchnęła. Miała jeszcze dużo czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz