wtorek, 15 lipca 2014

Szpitalny romans cz.2

- Już ci lepiej? - spytała Hermiona, kiedy Ginny zjadła śniadanie. Szukająca kiwnęła głową, biorąc łyk herbaty ziołowej. Tępo wpatrywała się w ścianę i pewnie potrwałoby to dłużej, gdyby drzwi do sali nagle się nie otworzyły. Hermiona podskoczyła, a Ginny po prostu przeniosła swój znudzony wzrok na przybysza.
- Harry! - zawołała zaskoczona Granger, ale chłopak zignorował ją. Na jego twarzy malowała się wściekłość, Hermiona nigdy nie widziała go w takim stanie. Podszedł do łóżka Draco z morderczymi zamiarami, które Granger wyczuła, więc w kilka minut znalazła się przy blondynie, zaniepokojona tym, co się może stać.
- Jesteś z siebie zadowolony, Malfoy?! - warknął Harry, patrząc ze złością na Draco. Blondyn nie odpowiedział, tylko w milczeniu oczekiwał na dalsze oskarżenia.
- Co się stało? - spytała Hermiona ostrym tonem, stanowczo oczekując wyjaśnienia.
- Ten tutaj ma obsesję na punkcie śmierciożerców! Wszędzie widzi ich szpiegów! Przez jego manię mam teraz tych z ministerstwa na głowie! Nie dają mi żyć, twierdzą, że jak go nie uspokoję albo nie wyrzucę, to oni mnie zwolnią! Wyobrażasz to sobie?! MNIE! HARRY'EGO POTTERA! PRZECIEŻ TO JA ZABIŁEM VOLDEMORTA! - ryknął, wciąż patrząc na Draco. Granger nawet nie próbowała go uspokajać, to mogłoby tylko pogorszyć sytuację. - Nie krzyw się na dźwięk jego imienia, Malfoy - dodał, widząc drgnięcie na twarzy blondyna. - Przecież byłeś jednym z jego ludzi! A może wolałbyś go nazywać Czarnym Panem?!
Draco zerwał się z miejsca, stając naprzeciw Harry'ego. Patrzył mu prosto w oczy z tak bardzo znajomą nienawiścią w oczach z czasów szkolnych.
Rany go piekły, czuł niesamowity ból, ale nie upadł, stał tam uparcie i będzie tak trwał, nawet jeśli miała to być ostatnia rzecz w jego życiu.
- Uspokój się, Malfoy! - zawołała Hermiona, próbując zmusić blondyna do siadu. Ten jednak nie ruszył się ani o milimetr. - Wyjdź, Harry! Słyszysz?! Wynoś się stąd! - dodała ostro, widząc, jak ten się waha. W końcu jednak opuścił salę, trzaskając na odchodne drzwiami. Dopiero wtedy Draco opadł na łóżku, próbując złapać oddech. Skrzywił się, kiedy poczuł nową falę bólu. Granger wybiegła z pomieszczenia.
- O co ci chodzi? - spytała Pottera, kiedy dogoniła go na schodach. Nie rozumiała zachowania przyjaciela, jego nagłej gwałtowności, takiego rozdrażnienia zwykłą wiadomością. Nie miała pojęcia, co się znowu między nimi wydarzyło. Myślała, że już zażegnali dawny spór i będą zachowywać się jak cywilizowani czarodzieje.
Harry stłumił w sobie chęć wyżycia się na niewinnej osobie, po czym zamknął oczy, chcąc się uspokoić. W końcu odetchnął.
- Chodzi o to, że od kilku lat Malfoy dąży do zajęcia mojego miejsca. Robi wszystko, co może - wytłumaczył drżącym głosem, po czym oparł się o ścianę. Był zmęczony. Czuł, że powoli traci wszystko- przyjaciół, żonę, swój dawny wigor. Kiedyś nienawidził tego całego syfu i nie rozumiał postępowania ministerstwa, wyśmiewał ich, gdy chcieli dobrze wypaść w oczach ludzi, a teraz? Robi dokładnie to, czym tak bardzo gardził.
- To chyba zrozumiałe. Nie uwierzę, że inni aurorzy nie starają się ciebie zastąpić - stwierdziła Hermiona z nutą niedowierzania w głosie. Wiedział, że jej nie przekonał. Ona zawsze była pewna swego i poddawała w wątpliwość niemal wszystko.
- Tak, ale on od samego początku pieprzy o śmierciożercach! O tym, co tak bardzo drażni ludzi. W pewien sposób go rozumiem, ma uraz, ale nie może tego przelewać na pracę! Szczególnie w tak brutalny dla mnie sposób! Wiesz, co ludzie o mnie mówią? Czuję, że za niedługo zostanę zwolniony.
- A nie myślałeś o tym, że on się po prostu zmienił? I nic nie wymyśla?
- Tacy jak on się nie zmieniają - powiedział szorstko, po czym ją wyminął. Hermiona westchnęła, kręcąc głową. Idiota pozostaje idiotą. On goni sobie za czarnoksiężnikami i chce być pupilkiem ministerstwa, a jego żona czeka. Nawet na nią nie spojrzał, kiedy tam wpadł.
- Tracisz ją - powiedziała Granger na tyle głośno, by Harry ją usłyszał. Zatrzymał się, ale nie spojrzał na przyjaciółkę. Odpowiedział cicho " wiem ", po czym odszedł.
***
Ginny go zauważyła. Widziała, jak wszedł i jak opuścił salę, słyszała jego krzyk i całą rozmowę z Draco, wiedziała, czego ona dotyczy. Wszystko to dostrzegła. Chyba tylko ona patrzyła na niego w ten sposób, bo kiedy on wpadł do pomieszczenia, nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem, jakby nie istniała. Miała dość, nie chciała o tym myśleć.
Odsunęła zasłonę, która dzieliła dwa łóżka, po czym zerknęła na Draco. Wpatrywał się pusto w ścianę, co bardzo ją zdziwiło. Spodziewała się nienawiści i złości, a tymczasem on zachowuje się o wiele doroślej od jej męża. Co się stało z Harrym? Kiedy się tak zmienił?
- Trochę nadpobudliwy, co? - zagadnęła wesoło, ale w jej głosie można było dostrzec nutę smutku. Malfoy drgnął, przenosząc swój wzrok na Ginny.
- Trochę - przyznał, jakby lekko pocieszony, ale nie uśmiechnął się. Znów wpatrywał się pusto w drzwi, które kilka minut temu trzasnęły z wielkim hukiem.
- Wiesz, zastanawiam się, jaki on jest? Mam na myśli w pracy - dodała, widząc zdezorientowaną minę Draco.
- Palant i tyran, zupełnie jak mój ojciec. Stara się utrzymać pozycję, rozumiem go, ale... to człowieka wyniszcza. Nie żeby było mi go żal - dodał szybko jakby w obawie, że Ginny sobie coś pomyśli. - Uważam, że staje się toksyczny dla otoczenia i zatraca siebie. No wiesz, on zawsze przeciwko zasadom i ministerstwu, a teraz? Robi wszystko, co mu każą. Ma obsesję na punkcie swojej pozycji. Każdego podejrzewa.
- Jak Korneliusz Knot... - mruknęła pod nosem, przypominając sobie stanowisko byłego ministra magii wobec Dumbledore'a. Zmarszczyła brwi i opadła na oparcie łóżka z głośnym westchnieniem. - Domyślałam się tego. Więc kto cię zaatakował Relashio i Sectusemprą?
- Śmiercożercy! - warknął, rozeźlony głupim pytaniem. Mówi tak, jakby niczego nie usłyszała. Pewnie też mu nie wierzy, w końcu nikt nie był na tyle głupi! Ale zamiast kpiącego uśmiechu czy choćby złośliwego komentarza, zobaczył tylko jak kiwa głową ze zrozumieniem. Nie udawała, naprawdę mu wierzyła. Może nie miała powodów do wątpliwości, mimo iż miał je jej mąż.
Nagle drzwi na salę otworzyły się i do środka weszła Luna, niegdyś Lovegood, teraz Longbottom. Uśmiechnęła się na widok Ginny i po kilku krokach stała już przy jej łóżku. Na małej szafce postawiła słodkości oraz sok z tykwobulwy. Usiadła na krześle obok i z wielkim zainteresowaniem obserwowała pomieszczenie.
- Ty musisz być Draco Malfoy - stwierdziła po krótkim milczeniu, patrząc na blondyna tym swoim marzycielskim wzrokiem. Malfoy drgnął, spoglądając trochę ze strachem na Longobottom. - Och, no wiecie, wasza kłótnia? No cóż, wszystko słyszałam - dodała, otrzymując przeczącą odpowiedź w postaci niezręcznej ciszy. - I wierzę ci, Draco.
Malfoy zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, przez chwilę milczał.
- Wierzysz mi? - powtórzył, jakby nie był pewny co do swojego słuchu. Zawsze wydawało mu się, że jego uszy działają świetnie, ale może Sectusempra coś spieprzyła.
- No tak, śmierciożercy. Myślę, że mówisz prawdę.
- MÓJ BOŻE, GINNY! - wykrzyknął Neville Longbottom, wpadając do sali. Drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, ale chłopak się tym nie przejął. Był zbyt przerażony. Podbiegł do Weasley i chwycił jej rękę, pytając o zdrowie na kilka najróżniejszych sposobów. Raz czy dwa zmierzył jej gorączkę lub sprawdził, czy przypadkiem się nie dusi. W końcu odetchnął z ulgą i opadł na krzesło obok swojej żony, ale nie na długo czuł się rozluźniony. Już chwilę potem ujrzał Draco Malfoya, który przyglądał mu się z nieukrywaną pogardą i dezaprobatą, jakby właśnie do sali wtargnął jakiś okropnie brzydki robal. Neville wrzasnął, a potem spadł z krzesła. Szybko się podniósł i drżącą ręką wskazał na blondyna.
- O...on... t-to... n-no... p-przecież... M-m-m-malfoy... - wyjąkał, niezwykle przerażony.
- Zgadza się, kochanie, wszyscy już to zauważyli. A teraz usiądź, bo coś sobie jeszcze zrobisz - powiedziała spokojnie Luna, zmuszając go do siadu. Longobottom wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić. - Neville też ci wierzy.
- Co proszę? - spytał Draco, blednąc jeszcze bardziej. Świat się wali, wariatka ożeniła się z tym dzieciakiem, oboje mu wierzą, a fakt, że oni mają coś z mózgiem niczego nie polepsza, no i żona jego największego wroga nie ma żadnych wątpliwości co do głoszonych przez Draco poglądów.
- Co? -spytał równie zszokowany Neville, patrząc z przerażeniem na Lunę. Blondynka tylko wypowiedziała słowo " śmierciożercy ", a Longbottom zmienił się, nie był już przestraszony, raczej wściekły i zirytowany. Mruknął coś pod nosem, nagle milknąc.
- Wiesz coś o śmierciożercach? - spytał Draco, starając się zachować obojętność, ale w jego głosie wyraźnie można było słyszeć zaciekawienie. Neville skrzywił się, spoglądając ze złością na Malfoya.
- Zaatakowali nas jacyś maniacy Bellatrix Lestrange. Doszli do wniosku, że powinienem dołączyć do rodziców. Ale nie to jest najgorsze. Widzisz, Luna urodziła nasze dziecko - tutaj urwał, wahając się przez chwilę. - No i... kiedy oni z nami walczyli i... cóż, zabiliśmy kilkoro z nich, bo to płotki były, ale nie przypuszczałem, że zranią małe dziecko. Oczywiście szybko się ulotnili - tutaj umilkł, nie odzywając się już ani słowem. Nastała cisza, Draco analizował każde słowo, ale nie był na tyle uprzejmy, żeby chociaż powiedzieć " przykro mi ". Nikt i tak tego nie oczekiwał, w końcu to Malfoy.
- Uch, przepraszam za to wszystko - mruknęła zirytowana Hermiona, wchodząc do sali. Widząc dwójkę gości, znieruchomiała, jakby się namyślając, ale po chwili spojrzała na nich groźnie i wskazała na drzwi. Luna pociągnęła ciągle markotnego męża za rękaw, po czym oboje wyszli. Posłała Ginny przepraszające spojrzenie, po czym przeniosła swój wzrok na Draco. Widząc, jak krew przesiąknęła przez dopiero co założoną przez niego koszulę, złapała za najbliższą miskę z wodą i opatrunki. Nawet nie zdążyła wypowiedzieć zaklęcia, które zlikwidowałoby skutki Sectusempry, a już jego rany się otwierały. Chciała to zrobić później, jak on się trochę uspokoi, a tymczasem wywołał nowy krwotok.
Podbiegła do blondyna, jednym machnięciem różdżki zerwała z niego koszulę, po czym zaczęła leczyć rany zadane Sectusemprą. Chłopak syknął, ale poczuł się o wiele lepiej. Zerknął na Hermionę. Pomyślał, że w szkole nigdy nie była taka piękna. A może była, a on tego nie zauważył. Miał to gdzieś, wszystko go bolało, więc po co zawracać sobie głowy takimi idiotyzmami? Mimo wszystko ciągle się w nią wpatrywał, ale czuł się trochę niezręcznie. Po kilku sekundach dowiedział się dlaczego. Ginny wpatrywała się w niego intensywnie i z ciekawością obserwowała jego poczynania. Szybko przeniósł swój wzrok na pustą ścianę i nie odważył się więcej na Granger spojrzeć.
Chwilę potem Hermiona dotykała mokrą ścierką największe i, jak się domyśliła, najbardziej bolesne oparzenie. Draco tylko syknął do czasu do czasu, próbując zachować swoje cierpienie dla siebie. Zaciekawiona wyrazem twarzy chłopaka podczas tego zabiegu, podniosła wzrok i na niego spojrzała. Akurat patrzył w inne miejsce, z czego dziewczyna bardzo się ucieszyła. Przestała dotykać oparzenie i zaczęła przyglądać się Malfoyowi. Szare oczy, teraz tak niesamowicie głębokie pomimo swojej barwy, może zawsze takie były? Ona nigdy nie zwracała uwagi na tego rodzaju rzeczy, szczególnie w szkole i szczególnie u niego. Ale wiedziała, że to był błąd, bo teraz nie mogła się oderwać. Zrozumiała, dlaczego Pansy tak za nim szalała. Pomimo bycia dupkiem i arogantem, był przystojny. Zawsze tak uważała, chociaż nie rozumiała fascynacji Parkinson. Teraz się dowiedziała.
- Hej, Granger, zakochałaś się? - spytał ze złośliwym uśmiechem, spoglądając na Hermionę. Nawet nie zauważyła, kiedy się odwrócił. Ciągle myślała, że próbuje złagodzić oparzenie, a tym czasem przestała. Idiotka, pomyślała, rumieniąc się lekko.
- Chyba śnisz, Draco - prychnęła, ale zaraz zrozumiała błąd, który popełniła. Zaskoczona swoją wypowiedzią, zamarła, z niepokojem zerkając na Malfoya. On też był zszokowany, patrzył na nią z niedowierzaniem. - Znaczy, Malfoy! - poprawiła się po krótkim namyśle, ale nie było to najlepsze posunięcie. Tylko pogorszyła sprawę, czuła się okropnie zawstydzona i poniżona. Ale dlaczego? Przecież miała gdzieś tego dupka! Szybko pozbierała rzeczy do opatrywania, odniosła je na swoje miejsce, po czym pożegnała się i wyszła.
Ma ładne oczy, pomyślał Draco, nadal trochę zdezorientowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz