Molly Weasley każdego dnia płakała w samotności, najczęściej wtedy, gdy wszyscy już poszli do pracy bądź jeszcze nie wstali. Na pytanie "Czy dobrze się czujesz?" tylko uśmiechała się ponuro i potakiwała głową. Nie chciała martwić swoich bliskich,wszyscy mieli zbyt wiele pracy nad odbudową Hogwartu i myśleniem, co dalej zrobić ze swoim życiem. Molly była dorosłą kobietą, ale równie wrażliwą. Postanowiła, że przestanie rozpamiętywać przeszłość kiedy odbędzie się pogrzeb jej syna*. Nie będzie już bliźniaków Weasley; nie będzie "my", pozostanie tylko "ja"; samotna ruda czupryna, która straciła swoją pokrewną duszę.
- Mamo? - odezwała się drżącym, cichym głosem Ginny, kiedy weszła do kuchni i zobaczyła swoją szlochającą matkę. Molly szybko otarła łzy, po czym przeniosła swój wzrok na córkę. Na jej widok uśmiechnęła się lekko. - Przyszedł ten człowiek od organizacji pogrzebów - powiedziała Ginny pewniej, trochę głośniej. Molly podziękowała za przekazaną informację, po czym opuściła kuchnię. Ginny wyglądała okropnie. Zaczerwienione oczy oraz jej nieprzytomne spojrzenie, włosy sterczące w różne strony i niezwykle zmęczona twarz. Ginny była jedyną osobą, która siedziała z Fredem, rozmawiała z nim, wysłuchiwała go. Nie spała przez kilka dni, czuwając nad starszym bratem. W tym spędzonym razem czasie ich więzi pogłębiły się, byli siebie bliżej niż kiedykolwiek i ktokolwiek, rozumieli się bez słów, kiedy płakali, robili to razem, każdą wolną chwilę spędzali ze sobą nawzajem.
Ten rok był ostatnim rokiem w Hogwarcie Rona, więc musiał zastanawiać się nad swoją przyszłością. Percy wrócił do pracy w ministerstwie, ale widać było, że nienawidzi już tego, co kiedyś uważał za zaszczyt, stał się ponury i zmęczony. Charlie dostał cynk o smoku, który uciekł z Banku Gringotta, więc pracował ze służbami specjalnymi, aby go odnaleźć. Fleur urodziła dziecko, więc priorytetem B illa była opieka nad żoną i nowo narodzonym potomkiem. Ginny rozstała się z Harrym, który po tym całym zamieszaniu nie miał dla niej czasu, a ona sama nie czuła już tego samego do Wybranka, co kiedyś.
- Mama znowu płakała? - spytał Fred, wchodząc do kuchni i mijając w przejściu Ginny, która zastygła w miejscu. Ginny westchnęła w odpowiedzi, po czym usiadła na przeciw brata przy stole.
- To będzie ciężki pogrzeb - stwierdziła dziewczyna, obserwując z uwagą Freda, który właśnie jadł kanapkę.
- Pogodziłem się z jego śmiercią. Nie patrz tak na mnie, nie rzucę się nagle na trumnę i nie zacznę go wzywać, jeśli o to ci chodzi.
- Może nie ty, ale ktoś inny.
- Kto na przykład?
- Ja - odpowiedziała po krótkim milczeniu Ginny. Opadła na oparcie krzesła, głęboko wzdychając. Kiedy o tym pomyślała, teraz naprawdę brakowało jej wygłupów bliźniaków, w których często uczestniczyła.
- Siostra, nie przejmuj się za bardzo. Obiecuję, że cię powstrzymam, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ty wytrzymałaś ze mną kilka dni i nocy, gdy ciągle rozpaczałem. Teraz moja kolej. - Fred uśmiechnął się lekko, wracając do kanapki. Ginny odwzajemniła gest. Fred był jedyną osobą z rodzeństwa, z którą ostatnio rozmawiała.
***
*Zamiast Freda umarł George w tym opowiadaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz